- 19 sierpnia 2025
Sprowadzanie aut na części z USA. Interes życia czy studnia bez dna?
Materiał partnera:
Miał być strzał w dziesiątkę. Znajomy „wyczaił” w Stanach rozbitą limuzynę. Plan prosty: przyjeżdża do Polski, rozbieramy na czynniki pierwsze, sprzedajemy lampy, fotele, elektronikę. Zostaje zysk. W praktyce wyszło: brak kilku modułów, inne wtyczki niż w wersji europejskiej, a kontener stał tydzień dłużej w porcie. Z zysku zrobiła się lekcja.

Nie piszę tego, żeby straszyć. Piszę, żebyś podjął decyzję świadomie. Bo sprowadzanie aut na części z USA potrafi się pięknie spinać - pod warunkiem, że wiesz, kiedy brać, a kiedy odpuścić.
Kiedy to ma sens
Kiedy wiesz, po co bierzesz konkretnego dawcę. Nie „coś się sprzeda”, tylko: „potrzebuję prawego reflektora matrycowego, foteli z wentylacją i kompletu pasów; mam już kupców”.
Spina się też, gdy mówimy o rzadkich podzespołach (USA‑spec, wersje limitowane), projektach renowacyjnych i o flocie, którą serwisujesz - jeden dawca potrafi uratować kilka aut.
W EV/HEV warto polować na egzemplarze z tylnym uderzeniem - front i podłoga nietknięte, a bateria i osprzęt HV całe.

Kiedy odpuścić
Gdy widzisz w historii słowa „flood” (zalanie) albo „fire” (pożar). Elektronika po wodzie i ogniu przydaje się głównie do… dekoracji półki.
Gdy nie masz dostępu do archiwalnych zdjęć z aukcji i dokładnego opisu szkody. Kupowanie w ciemno w 2025 roku nie jest dowodem odwagi, tylko braku kalkulatora.
Gdy liczysz, że „jakoś to będzie”. W tej branży „jakoś” to zawsze dodatkowy koszt i tydzień zwłoki.

VIN to nie formalność, to filtr zysków
Zacznij od sprawdzenia VIN na vincrash.info. Zobaczysz tytuł (salvage / rebuilt / parts only), historię, przebieg i - co najważniejsze - zdjęcia sprzed lat. Jedno spojrzenie i wiesz, czy elektronika była pod wodą, czy komora silnika nie była „praniem chemicznym”, a podłoga nie dostała w progi.
Jeśli w raporcie wychodzi rozjazd między opisem a zdjęciami - nie tłumacz tego „błędem w dokumentach”. Tłumaczy się potem tylko z wyniku finansowego.

Donor idealny (i bardzo realny)
- Uderzony z tyłu, a potrzebujesz przodu.
- Brak zalania, brak śladów po ogniu.
- Komplet kluczy (łatwiej testować multimedia, fotele, sterowniki).
- W EV: nienaruszona podłoga, czyste logi ładowania, brak błędów baterii.
Nie musi być perfekcyjny. Musi mieć to, po co go bierzesz.

Transport: cały samochód czy paczki z częściami?
Całe auto w kontenerze - prościej policzyć, nic nie ginie po drodze. Więcej płacisz za objętość i rozładunek, ale zyskujesz kontrolę.
Części luzem (LCL/pełny kontener) - płacisz za kubaturę, a nie za „powietrze”. Potrzebujesz jednak porządnej packing listy i kogoś, kto umie to zapakować tak, żeby lampy dojechały jako lampy, a nie jako szkło dekoracyjne.
Uwaga: baterie litowo‑jonowe i pirotechnika (poduszki, napinacze) mają swoje przepisy. Czasem taniej i szybciej wyjdzie wysłać auto bez tych elementów, a brakujące pozyskać w Europie.
Celna układanka w jednym akapicie
To, czy odprawiasz pojazd, czy części, zmienia stawki i papierologię. Ustal to z agencją zanim klikniesz „bid”. Do części przygotuj fakturę z pozycjami i sensowną packing listę. Im jaśniej, tym szybciej przejdziesz przez okienko. Stawki się zmieniają - nie zgaduj, tylko zweryfikuj aktualne.
Gdzie uciekają pieniądze (czyli wrogowie marży)
- Składowanie na placu i w porcie. Doba potrafi kosztować więcej niż myślisz.
- Transport wewnątrz USA. Odległości w milach to nie mem.
- Brak kompatybilności. USA ≠ EU. Lampy DOT, inne wiązki, inne wtyczki. Sprawdź numery części.
- Czas rozbiórki i sprzedaży. Fotele same się nie wyjmą, a Allegro nie wystawi ogłoszeń za Ciebie.
- Utylizacja resztek. Karoseria nie odjedzie o własnych siłach.

Mała historia z warsztatu
Przyjechał donor po lekkim bocznym. Szukaliśmy kompletu wnętrza do europejskiej wersji. Na zdjęciach - bajka. Na miejscu - ten sam model, inny rocznik, zmienione wtyczki mat i poduszek. Wniosek? Dwa lata w przód w USA to często inna instalacja. Katalog części i numeracja uratowały temat, ale marża stopniała o czas, adaptery i dodatkową robociznę.
Prosty plan, który działa
- Zapisz co dokładnie chcesz odzyskać i komu to sprzedasz.
- Sprawdź VIN, obejrzyj archiwalne zdjęcia i porównaj numery części.
- Policz „grube” koszty: zakup, transport w USA, fracht + ubezpieczenie, odprawa, rozbiórka, sprzedaż, utylizacja.
- Dołóż bufor na poślizgi i „niespodzianki”. Jeśli Excel nadal się uśmiecha - licytuj. Jeśli nie - szukaj kolejnego dawcy.
Na koniec - krótko i szczerze
Sprowadzanie aut na części z USA to nie loteria, tylko rzemiosło. Wygrywają ci, którzy wiedzą po co kupują, mają porządek w dokumentach i nie ignorują detali. Zacznij od VIN‑u, myśl o kompatybilności, nie zakochuj się w „okazjach”. A jeśli coś pachnie floodem albo ogniem - odwróć się i idź po następnego dawcę. To też jest decyzja, która przynosi zysk.